recenzja: Godspeed you! Black Emperor – Allelujah! Don’t Bend! Ascend!

Godspeed you! Black Emperor to post-rockowa formacja powstała w 1994 r., pochodząca z Montrealu. Po 7 latach przerwy powróciła do grania w 2010 roku i na początku października br. uraczyła nas swoim pierwszym po długiej przerwie wydawnictwem.

„Allelujah! Don’t Bend! Ascend!” tworzy całe pole do popisu dla lubiących pisać pełne kwiecistych słów panegiryki na temat dobrych zespołów. Jeżeli panowie faktycznie potrzebowali tak długiej przerwy, aby nagrać tak mocny album – chwała im za to, że potrafili podjąć taką decyzję. Było na co czekać. Ja przyznaję, że zapoznałam się z tą formacją dopiero przy okazji tegoż właśnie wydawnictwa, ale nie mam zamiaru się z nią rozstawać.

Ten szósty w kolei studyjny album Godspeed you! Black Emperor to kwintesencja dobrego post-rockowego grania. Cztery kawałki liczące sobie bagatela ok. 53 minut udowadniają, że długość nagrania nijak nie neguje jego jakości. Pozorny chaos przyciąga jak magnes i sprawia, że chce się do tego materiału powracać wielokrotnie. Jest to siła dobrych instrumentalistów, gdzie odrzucona zostaje potrzeba jednoznacznego tekstu piosenki, a uwaga słuchacza i tak pozostaje nieoderwana. Za najsilniejszą stronę albumu pozwalam sobie uznać „We Drfit Like Worried Fire”, w którym klimat i stopniowanie napięcia wywołały u mnie dosłowne ciarki. Chwile ciszy potrafią w nim ustąpić na rzecz niemalże rozrywającego na strzępy, krzykliwego gitarowego dźwięku.

Jak bardzo ta muzyka pasuje do tak śnieżnego i niepokojącego październikowego wieczoru jaki mam za oknem? Polecam czym prędzej sięgnąć po „Allelujah! Don’t Bend! Ascend!” i osobiście przeżyć to już teraz.

Dodaj komentarz