Muse – Atlas Arena 23.11.2012

Kilka dni temu zmierzyłam się z recenzją „The 2nd Law” (do przeczytania na stronie: http://radioazyll.pl/patronaty/patronaty/12-zapowiedzi/409-szepty-szumy-trzaski-muse-the-2nd-law), co uznałam za niezbędny element przygotowania przed koncertem. Nie jestem zachwycona tą płytą. Mam wobec niej wiele wątpliwości,  jednak do Atlas Areny postanowiłam udać się pełna nadziei, że Muse okrzyknięte jednym z najlepszych współczesnych zespołów koncertowych poradzi sobie z przekonaniem nas, że nowy materiał prezentuje się znakomicie na żywo.

Moje nadzieje zostały spełnione. Jedyne rzeczy, które według mnie nie obroniły się wczorajszego wieczoru to „Liquid State” śpiewane przez basistę i „Animals”, którego patetyczna treść została dodatkowo podbita przez wizualizacje przedstawiające dążącego do własnego upadku rekina giełdowego. Podczas obu czułam pewien niesmak. Jednak bardzo łatwo zapomnieć to uczucie stając twarzą w twarz ze zdolnością koncertową Muse.

Po pierwszym dla mnie koncercie tej formacji uświadomiłam sobie jak wiele traci ona zmuszona do zapisu swoich poczynań w studyjnych realiach. W nagraniach, które odtwarzając z płyt słuchacz uzna za świetne, na koncertach pojawia się muzyczna dzikość, perfekcja, wspaniały klimat. Kiedy dodać do tego oprawę wizualną, mamy przed sobą widowisko, jakie trudno przyrównać do klasycznego koncertowania. Trudno opisać słowami jak wszechobecne na scenie telebimy, stworzona z nich piramida, której części mogły się przesuwać i tworzyć zupełnie różne obrazy i formy oraz lasery, światła, dym, są w stanie dopełnić muzyczną stronę tego spektaklu. Całość zapiera dech w piersiach. Obserwując to poczułam się zupełnie bezsilna w starciu z geniuszem Muse i z wielką chęcią poddałam się temu uczuciu. Czasem aż trudno uwierzyć, że tych trzech muzyków z dodatkowym wsparciem jednego instrumentalisty, jest w stanie pociągnąć tak wspaniałą i skomplikowaną mieszankę dźwięków.

Momenty koncertu, których nie zapomnę? „Supremacy” i „Panic Station”, które pokazało, że przynajmniej część nowego materiału znakomicie broni się wykonywana na żywo. „Supermassive Black Hole”, które sprawiło, że chciałam, aby ten koncert nigdy się nie skończył. „Sunburn” i „Plug in baby”, których wykonanie pozostawiło ciarki na moich plecach do tej pory. „Madness” i „Follow Me”, podczas których zespół zaserwował istne szaleństwo wizualne. Losowanie kolejnych do wykonania piosenek za pomocą animacji ruletki (ukartowane, czy nie – nieważne) oraz jego efekt – „Stockholm Syndrome”. Harmonijkowe, klimatyczne intro do „Knights of Cydonia”.

Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność i mnożyć plusy tego widowiska, ale najlepszym dowodem na moc kryjącą się w koncercie Muse niech będzie fakt, że tęsknota za zespołem i niespadający poziom ekscytacji nadal mieszają się w moich odczuciach, pchając mnie w odmęty youtube. Spędzam na nim czas od powrotu do domu, rozkoszując się m.in. Muse live in Roundhouse. Trudno będzie powrócić do rzeczywistości. Trudno będzie czekać na kolejny taki koncert.

Setlista

1. The 2nd Law: Unsustainable
2. Supremacy
3. Map of the Problematique
4. Panic Station
5. Resistance
6. Supermassive Black Hole
7. Animals
8. Monty Jam
9. Explorers
10. Sunburn
11. Time Is Running Out
12. Liquid State
13. Madness
14. Follow Me
15. Undisclosed Desires
16. Plug In Baby
17. Stockholm Syndrome
Encore:
18. The 2nd Law: Isolated System
19. Uprising
20. Knights of Cydonia
Encore 2:
21. Starlight
22. Survival

Dodaj komentarz